Tekst autorstwa Towarzysza Mateusza.
Odrzucenie polskich rolników jako klasy drobnych kapitalistów wiejskich, zdefiniowanie ich jako klasy reakcyjnej i nierewolucyjnej, stojącej naprzeciw interesów klasy robotniczej, marginalizującej się i rujnującej, a więc niewartej uwagi. Bojkot powszechnego strajku nie tylko polskich, ale i europejskich rolników, jako wyrazu walki różnych frakcji klasy kapitalistów, obojętnego dla sprawy socjalizmu starcia małego i wielkiego kapitału. Te i inne podobne hasła wybrzmiewają dziś na całej “radykalnej” “lewicy”, powtarzają się jak mantra w błyskotliwych wypowiedziach najróżniejszych elementów.
Najbardziej wyrafinowanej bodaj próby uzasadnienia tych stwierdzeń podjęli się członkowie Instytutu Marksa, którzy rękami nijakiego kol. Marcina scharakteryzowali protest rolników jako “walkę drobnej burżuazji i średnioobszarowego rolnika”. Zobaczmy, co kolega Marcin ma do powiedzenia o klasowej strukturze wsi.
,,W ponad 60% gospodarstw wykorzystywano najemną siłę roboczą. [pogrubione!] “
Jakież to dźwięczne, jakież jasne i klarowne, jakże pasuje do tytułowej tezy! Czy trzeba coś więcej dodawać? Niestety, jak się za chwilę okaże, nie do końca pasuje do rzeczywistości.
,,Liczba gospodarstw zatrudniających pracowników na stały etat dalej nie jest duża, gdyż stanowi zaledwie 1,6% gospodarstw indywidualnych, ale inne formy zatrudnienia pracowników najemnych są o wiele powszechniejsze. Gospodarstwa zatrudniające pracowników sezonowo stanowiły 12,7% w roku 2020, za to gospodarstwa zatrudniające pracowników kontraktowych stanowiły 25,4 % gospodarstw indywidualnych, osiągając liczbę 332,9 tys. gospodarstw. 33,4% gospodarstw korzystało z „pomocy sąsiedzkiej”, specyficznej formy dorywczej pracy najmniej, stawiającej warstwę proletariatu wiejskiego, czy biednych rolników w zależności do bogatego i średniego rolnika.”
I dalej:
,,Pozostałą część rolników stanowi niezwykle rozbudowana i zróżnicowana wiejska „klasa średnia”. Stanowiąca część, która w swej dolnej części nie sprzedaje swojej siły roboczej ale też nie zatrudnia na swój użytek najemnej siły roboczej. Wyższa część wiejskiej klasy średniej zatrudnia sezonowo pracowników wiejskich. (…) Nawet jeżeli drobny producent nie odbiega sytuacją ekonomiczną od przeciętnego robotnika, to dalej posiada od niego odmienny charakter produkcji oraz nie jest bezpośrednio ciemiężony przez kapitał. Klasa drobnych posiadaczy, niekorzystających z żadnej formy pracy najemnej ale też niesprzedających swojej kapitaliście, ze względu na te różnice nie może być przyporządkowana do klasy robotniczej, za to najlepiej określa ją dolna warstwa klasy średniej zagrożona proletaryzacją.”
Czy to nie osobliwy wybieg, wziąć kilka różnych rodzajów “pracy”, zestawić i zrównać je ze sobą bez najmniejszej choćby próby dłuższego pochylenia się nad nimi i ich charakterem – bez czego nie można nawet myśleć o analizie, nie mówiąc o poważnej analizie – ująć jedną klamrą “najemnej siły roboczej”, ogłosić, bez słowa wyjaśnienia, że “w 60% gospodarstw wykorzystywano najemną siłę roboczą”, zrównać pracę kontraktową i pomoc sąsiedzką z najemną pracą dorywczą, arbitralnie ograniczać się potem w rozróżnieniu do pracy “stałej” i “sezonowej”? Byłoby to jeszcze pół biedy, gdyby nie wyciągano na tej podstawie generalnych wniosków.
Autor zupełnie nie rozumie charakteru pracy kontraktowej i pomocy sąsiedzkiej, nie wie, jakie odgrywają one role, jakie jest ich znaczenie w życiu większości gospodarstw. Przyjmuje, że pomoc sąsiedzka jest “inną formą pracy najemnej”, arbitralnie zakłada, że korzystanie z usług kontraktowych jak i pomocy sąsiedzkiej tak samo definiuje pozycję klasową rolnika, jak zatrudnianie przez niego stałych i dorywczych pracowników najemnych.
Spójrzmy, co według GUS-u, na którego opracowanie powołuje się kol. Marcin, należy rozumieć przez pojęcie “pracownicy kontraktowi”:
,,Pracownicy kontraktowi – są to osoby wykonujące określoną usługę w gospodarstwie rolnym, które nie zostały zatrudnione bezpośrednio przez użytkownika/kierującego gospodarstwem rolnym.”
Tak zaś GUS definiuje “pomoc sąsiedzką”:
,,Pomoc sąsiedzka – praca w gospodarstwie indywidualnym wykonana przez osoby z innego gospodarstwa rolnego bez wynagrodzenia (w formie pieniężnej lub w naturze) za tę pracę. Jako pomoc sąsiedzką należy traktować też m.in. pracę wykonywaną przez osoby z innego gospodarstwa rolnego w ramach tzw. odrobku (ale bez wynagrodzenia).”
Co kluczowe dla oceny znaczenia tych rodzajów “pracy” w życiu większości gospodarstw, i co przypadkiem (?) umknęło uwadze kolegi:
,,(…) 332,9 tys. indywidualnych gospodarstw rolnych – czytamy w opracowaniu – korzystało z usług rolniczych, a 437,3 tys. – z pomocy sąsiedzkiej, należy jednak tu zaznaczyć, że w obu tych ostatnich przypadkach była to praca raczej okazjonalna (wykonywana sporadycznie).”
Jeśli być drobiazgowym, można policzyć, na podstawie danych z Powszechnego Spisu Rolnego, ile godzin pracy kontraktowej i pomocy sąsiedzkiej przypada średnio na każde gospodarstwo indywidualne.

25,4% gospodarstw w ciągu 12 miesięcy poprzedzających badanie korzystało z pracy pracowników kontraktowych, 33,4% z pomocy sąsiedzkiej. Ponieważ 14,3% gospodarstw korzystało z pracy najemnej stałej bądź dorywczej, a 39,3% gospodarstw korzystało wyłącznie z indywidualnej pracy użytkowania i jego rodziny, (razem 53,6%), 46,4% gospodarstw korzystało, oprócz pracy użytkownika i jego rodziny, jedynie z usług kontraktowych i/lub pomocy sąsiedzkiej.
Na podstawie dostępnych danych dot. Rocznych nakładów pracy można policzyć, w pierwszej kolejności, ile godzin pracy kontraktowej i ile godzin pomocy sąsiedzkiej przypada średnio na każde gospodarstwo indywidualne. Dla oszacowania rocznych nakładów pracy GUS korzysta z tzw. Rocznych Jednostek Pracy (AWU). Jak podaje:
,,Roczna jednostka pracy (AWU) oznacza ekwiwalent pełnego etatu. Oblicza się ją przez podzielenie liczby godzin przepracowanych w ciągu roku przez roczną liczbę godzin odpowiadającą pełnemu etatowi. W Polsce jako ekwiwalent pełnego etatu przyjęto 2 120 godzin pracy w roku, tzn. 265 dni roboczych po 8 godzin pracy dziennie. Przy wyliczaniu nakładów pracy wyrażonych w AWU (zgodnie z metodologią Eurostatu) zachowano warunek, że na 1 osobę nie może przypadać więcej niż 1 AWU, nawet jeżeli w rzeczywistości pracuje ona dłużej”.
Ponieważ, w przypadku usług kontraktowych i pomocy sąsiedzkiej, nie możemy mieć raczej do czynienia z przekroczeniem pełnoetatowego czasu pracy w roku, możemy przyjąć, że 1 jednostce AWU odpowiada 2120 godzin pracy rocznie.

332,9 tys. gospodarstw indywidualnych w ciągu 12 miesięcy skorzystało z pracy kontraktowej, 437,5 tys. skorzystało z pomocy sąsiedzkiej. Nakłady pracy pracowników kontraktowych wyniosły 7,7 tys. jednostek, a więc 7,7 tys * 2120 godzin = 16 324 000 godzin. Nakłady pomocy sąsiedzkiej wyniosły 14,2 tys jednostek, a więc 14,2 tys * 2120 godzin = 30 104 000 godzin. Na jedno gospodarstwo indywidualne korzystające z pracy pracowników kontraktowych przypadło więc rocznie średnio 16 124 000/332 900 = 48,43 godzin pracy kontraktowej. Na jedno gospodarstwo korzystające z pomocy sąsiedzkiej – 30 104 000/437 500 = 68,8 godzin pomocy sąsiedzkiej rocznie.
Statystki te uwzględniają jednak także te gospodarstwa, które korzystają jednocześnie z pracy pracowników najemnych stałych i/lub dorywczych. Ze względu na lepszą kondycję ekonomiczną powinny one pochłaniać względnie większe nakłady pracy kontraktowej i pomocy sąsiedzkiej. Gospodarstwa te, zaliczające się do 14,3% najbogatszych gospodarstw, zawyżają więc średnią godzinnego rocznego nakładu pracy kontraktowej i pomocy sąsiedzkiej w grupie 46,4 % gospodarstw, korzystających obok pracy własnej jedynie z pracy kontraktowej i/lub pomocy sąsiedzkiej. Dla zobrazowania sytuacji spójrzmy na dane o wielkość nakładów pracy kontraktowej i pomocy sąsiedzkiej w zależności od wielkości gospodarstwa (poprzedni wykres), wiedząc, że odsetek gospodarstw zatrudniających pracowników najemnych stałych i/lub dorywczych jest większy w gospodarstwach powyżej 15 ha. I tak, nakłady pracy pracowników kontraktowych w gospodarstwa większych niż 15 ha wyniosły 2900 AWU, zaś ogólne nakłady pracy kontraktowej we wszystkich gospodarstwach indywidualnych wyniosły 7700 AWU. Nakłady pomocy sąsiedzkiej wyniosły zaś 3200 AWU, przy ogólnych nakładach 14200 AWU.

Największe gospodarstwa, stanowiące 15,7% ogółu gospodarstw indywidualnych pochłonęły więc aż 37,7% ogólnych nakładów pracy kontraktowej. Udział ten, choć wciąż duży, jest mniejszy w przypadku pomocy sąsiedzkiej (22,5%) i wynika z jej specyficznego charakteru nieodpłatnej pomocy świadczonej przez sąsiadów (w większości), z której drobne gospodarstwa korzystają częściej, niż z usług kontraktowych.
A zatem:
1. Praca kontraktowa, w ogromnej większości gospodarstw, po pierwsze, ma charakter sporadyczny i marginalny, nie może więc stanowić nie tylko podstawy, ale nawet jakkolwiek bardziej znaczącej części gospodarowania. Korzystający z okazjonalnych usług rolniczych rolnik ogromną większość pracy wykonuje sam. Po drugie, gospodarstwa korzystające z pracy pracowników kontraktowych nie zatrudniają ich bezpośrednio jako “własnych” pracowników najemnych, a opłacają usługi firm zewnętrznych, gdyż nie stać ich na zatrudnianie pracowników stałych i dorywczych.
2. Pomoc sąsiedzką, po pierwsze, podobnie jak usługi kontraktowe, w większości gospodarstw wykorzystywano sporadycznie. Po drugie, ponieważ pomoc sąsiedzka ma charakter nieodpłatny, ciężko, by mogła ona stanowić “specyficzną formę dorywczej pracy najemnej”. Po trzecie, ponieważ renta odrobkowa, w toku rozwoju ekonomicznego, została wyparta przez rentę pieniężną, jasne jest, że odrobek nie może mieć w “pomocy sąsiedzkiej” (zwłaszcza w przypadku ogromnej większości biedniejszych gospodarstw, których sytuacja ekonomiczna nie odbiega wiele od sytuacji pracownika najemnego) istotnego znaczenia. Istotne znaczenie z pewnością może mieć natomiast w przypadku największych i najbogatszych gospodarstw, i stanowić np. formę zapłaty za długi (na co wskazuje m.in duży udział ogólnych nakładów “pomocy sąsiedzkiej” w największych gospodarstwach). W przypadku ogromnej większości biedniejszych gospodarstw, wysoki odsetek “pomocy sąsiedzkiej” nie tylko nie jest przejawem “zburżuazyjnienia rolnika”, a wręcz przeciwnie, jest przejawem występowania tendencji wspólnotowych na wsi.
A jeśli ktoś pomyślał, że większych gaf w tak krótkim podpunkcie nasi koledzy popełnić nie mogli, niech mocno się czegoś złapie, albowiem pożałuje, jeśli tego nie zrobi.
Przywoławszy garść statystyk, mających wskazywać na skalę “wykorzystania pracy najemnej” , jako “wisienkę na torcie” przywołują oni dane o odsetku gospodarstw, utrzymujących się przede wszystkim z pracy najemnej.
,,Jednocześnie odsetek gospodarstw utrzymujących się głównie z pracy najemnej wzrósł w okresie 2010-2020 z 28,8% do 33,1%.”
Istotnie, odsetek gospodarstw utrzymujących się głównie z pracy najemnej wzrósł na przestrzeni dekady o ponad 4%. W czym szkopuł? W małej drobnostce, która ponownie przypadkiem (?) umknęła uwadze kolegów – statystyki te, co wyraźnie podkreślono w opracowaniu i co wychwyci każdy, kto potrafi czytać ze zrozumieniem – dotyczą gospodarstw utrzymujących się nie z wyzysku cudzej pracy najemnej, a z własnej pracy najemnej! (ze sprzedaży swojej siły roboczej).
“Klasę proletariatu wiejskiego stanowią pracownicy najemni oraz rolnicy posiadający ziemię ale utrzymujący się w głównej mierze ze sprzedaży swojej siły roboczej.” – to bardzo poprawna definicja, którą kolega Marcin przyjmuje w dalszej części tekstu.
A zatem, przez tę “drobnostkę” i “niedopatrzenie”, nasi koledzy tracą z oczu ogromną masę proletariatu wiejskiego (33,1% wszystkich gospodarstw uzyskuje ponad połowę dochodów z pracy najemnej!), ogarnięci rządzą wykazania za wszelką cenę “ogromu” skali wykorzystania pracy najemnej w gospodarstwach indywidualnych i, pośrednio, “zburżuazyjnienia” większości rolników, całkowicie wypaczają rzeczywistość, widzą fakty nie takimi, jakimi są, a takimi, jakimi chcą je widzieć.
Być może ktoś powie, że w przytoczonym fragmencie autor nie doprecyzował, czy przez “wykorzystywanie pracy najemnej” rozumie korzystanie z cudzej pracy najemnej, czy własną pracę najemną. Jeśli ktoś tak uważa, niech przeczyta od początku pierwszy podpunkt omawianego tekstu – wyraźnie wówczas zobaczy, jak oczywisty i jednoznaczny jest wydźwięk fragmentu. Jeżeli rzeczywiście nie był on intencjonalny (na co szansę każdy może ocenić sam), niech będzie to dla was, drodzy koledzy, nauczką, by jaśniej wykładać własne poglądy.
W tym samym raporcie czytamy ponadto, że jedynie 1/3 (30,4 %) gospodarstw utrzymywało się głównie (ponad 50% dochodów) z rolnictwa. Głównym źródłem utrzymania dla 15,5% gospodarstw były emerytury i renty, dla 8,1% działalność pozarolnicza, a dla 2% – inne niezarobkowe źródła utrzymania. Dla 11% gospodarstw żadne z wyżej wymienionych źródeł nie przekroczyło 50% dochodów.

Podsumowując:
1. Wybieg polegający na ujęciu jedną klamrą pracy dorywczej, kontraktowej i pomocy sąsiedzkiej jako jednego rodzaju “pracy sezonowej”, w efekcie własnego widzi mi się, a nie gruntownej analizy – to przejaw braku rzetelności i ignorancji kolegów z Instytutu Marksa.
2. Korzystanie z usług kontraktowych jak i pomocy sąsiedzkiej ma zasadniczo inny charakter, niż zatrudnianie pracowników najemnych dorywczych. Ujmowanie ich jedną klamrą “pracy sezonowej” jest z gruntu błędne.
3. W ogromnej większości 46,4% gospodarstw korzystających z pracy kontraktowej i/lub pomocy sąsiedzkiej, zarówno praca kontraktowa, jak i pomoc sąsiedzka, mają charakter marginalny, sporadyczny.
4. Zupełnie nieuprawnione jest więc wrzucanie tych gospodarstw do jednego wora z gospodarstwami zatrudniającymi pracowników najemnych dorywczych.
5. Z gruntu błędne jest więc oparte na tym założeniu przypuszczenie, że gospodarstwa te są stracone dla sprawy robotniczej, że da się je zaprząc jedynie do walki z wielką burżuazją, ale nie do wałki o socjalizm, że w ostatecznym rozrachunku zwrócą się przeciwko klasie robotniczej.
6. Przeciwnie, w obecnych warunkach wielkiego zrywu rolników, z których ogromna większość popada w nędzę i ruinę i staje w obliczu zagrożenia proletaryzacją, którzy są coraz bardziej świadomi roli wielkiego kapitału w tym procesie, zdecydowanie łatwiej będzie unaocznić tej większości nieuchronność zagłady ich gospodarstw i drobnej własności w ogóle, konieczność obalenia władzy kapitału i wkroczenia na drogę uspółdzielczenia rolnictwa.
„Najważniejszą sprawą w tym wszystkim – jak powiada Engels – jest i pozostaje uprzytomnienie chłopom, że ich zagrody i grunta możemy ocalić, zachować tylko przez obrócenie ich w zrzeszone posiadanie i w zrzeszoną produkcję . . . Indywidualna gospodarka, uwarunkowana przez indywidualne posiadanie, pcha chłopa do zagłady . . .“ (,,Kwestia chłopska we Francji i w Niemczech”).
7. Aż 33,1% wszystkich gospodarstw indywidualnych w Polsce utrzymywało się w głównej mierze (ponad 50% dochodów) z pracy najemnej. Są to gospodarstwa proletariuszy wiejskich. 15,5% gospodarstw utrzymywało się z w głównej mierze z rent i emerytur. Pracujący w nich (łącznie 48,6% wszystkich gospodarstw) stanowią najbiedniejszą warstwę rolników. Mniej jasna pozostaje sytuacja 11% gospodarstw, w których udział żadnego ze źródeł utrzymania nie przekroczył 50%. Co wiemy na pewno, ich dochody z działalności rolnej były zbyt małe, by przekroczyć połowę wszystkich dochodów.
8. 39% gospodarstw korzystało wyłącznie z pracy użytkownika i jego rodziny. Pracujących w nich rolników (za wyjątkiem tych, w których głównym źródłem utrzymania jest własna praca najemna), należałoby uznać za drobnych, w ogromnej większości biednych rolników.
9. Położenie większości z 46,4% gospodarstw sporadycznie korzystających z usług kontraktowych i/lub pomocy sąsiedzkiej jedynie w niewielkim stopniu różni się od bazujących tylko na pracy użytkowania i jego rodziny. Rolników w większości z nich należałoby zaliczyć do drobnych, biedniejszych, a jedynie niewielką (najpewniej marginalną) górną warstwę do średnich rolników.
10. Ogromna większość – ponad 80% wszystkich gospodarstw – to gospodarstwa drobnych rolników i gospodarstwa proletariuszy wiejskich.
,,A my stoimy przecież – mówi Engels – zdecydowanie po stronie drobnego chłopa; zrobimy wszystko, na co nas stać, by los jego uczynić znośniejszym, by ułatwić mu przejście do zrzeszenia, jeżeli on się na to zdecyduje, a nawet, gdyby decyzji tej nie mógł jeszcze powziąć, pozostawić mu dłuższy czas do namysłu na jego działce. Czynimy to nie tylko dlatego, że traktujemy osobiście pracującego drobnego chłopa jako potencjalnie do nas należącego, ale też ze względu na bezpośredni interes partyjny. Im większa będzie liczba chłopów, którym zaoszczędzimy stoczenia się w szeregi proletariatu, których możemy zdobyć dla Siebie już jako chłopów, tym szybciej i łatwiej odbędzie się przemiana społeczna. Na nic nam się nie zda czekanie z tą przemianą, dopóki produkcja kapitalistyczna nie rozwinie się wszędzie do swych ostatnich konsekwencji, dopóki ostatni nawet drobny rzemieślnik i ostatni drobny chłop nie padnie ofiarą kapitalistycznej wielkiej produkcji. Ofiary materialne, jakie w tym kierunku wypadnie ponieść w interesie chłopów ze środków publicznych, mogą się ze stanowiska ekonomii kapitalistycznej wydać tylko wyrzuconymi pieniędzmi, niemniej przeto są znakomitą inwestycją, gdyż zaoszczędzają może dziesięciokrotną sumę z kosztów ogólnej reorganizacji społecznej.” (,,Kwestia chłopska we Francji i w Niemczech”).
Engels nie wyklucza możliwości pozyskania dla naszej sprawy również średniego rolnika:
[o średnicy chłopach] : ,,wywłaszczenia przemocą najpewniej nie zastosujemy także tu, zresztą będziemy mogli liczyć na to, iż rozwój ekonomiczny utoruje rozumowi drogę także do tych twardych łbów.” (tamże)
,,Zupełnie prosta jest sprawa tylko z wielką własnością ziemską. Tu mamy niczym nie osłoniętą gospodarkę kapitalistyczną —i tu ustają wszelkie skrupuły.” (tamże)
Koledzy z Instytutu Marksa twierdzą tu i ówdzie, że rolnicy są klasa marginalną, i, w związku z tym, nie należy brać ich pod uwagę jako poważnego sojusznika klasy robotniczej w walce o socjalizm. Jednak, po pierwsze, choć zatrudnienie w rolnictwie, w związku z centralizacją kapitału i rozwojem techniki nieustannie i nieuchronnie się zmniejsza, w naszym kraju, zwłaszcza na tle pozostałych krajów UE, sektor ten wciąż jest stosunkowo duży – w rolnictwie pracuje w Polsce 8,4% ogółu pracujących. Odsetek ten jest więc ok. 7 razy większy niż np. w Niemczech. Po drugie, każdy, kto nie jest kompletnie ślepy, widzi, jak bardzo bojową i rewolucyjną klasą są dziś rolnicy, jak szerokie mają narzędzia działania i oporu, jak wielki mają wpływ na ogólne nastroje całego społeczeństwa, nie tylko w naszym kraju, ale i w całej Europie.
Polska Partia Robotnicza zdecydowanie podtrzymuje swoje stanowisko. Jednocześnie wzywamy wszystkich szczerych i ideowych socjalistów do wszechstronnej, stanowczej i bezwzględnej walki z bzdurnymi poglądami forsowanymi m.in przez Instytut Marksa (ale też inne organizacje i osoby, którym nie poświęciliśmy tutaj uwagi), hamującymi impet największego od lat klasowego zrywu rolników, krzyżującymi szyki walce o ich uświadamianie i pozyskanie dla sprawy socjalizmu, zatruwającymi umysły szeregu młodych lewicowców w obiektywnym interesie burżuazji.
Źródła:
Protest rolników – walka klasy drobnej burżuazji i średnioobszarowego rolnika
https://pbc.gda.pl/Content/90445/Kwestia_chlopska_Engels_F.pdf